Skip to main content

Koszyk

Kiedy Rodzice stają się ciężarem dla Ciebie, to znak, że Twój system rodzinny wymaga uporządkowania. Jak go w takim razie uporządkować, by przywrócić prawidłowy przepływ energii z Rodzicami? Najpierw potrzebujesz odblokować ten przepływ w Sobie.

Życie zawsze płynie do przodu.

“Nowe” powstaje z duchowego fundamentu Rodziców, którzy cały swój zapis historii Rodu przekazują Dziecku poprzez jajo i plemnik, a potem telepatycznie atmosferą w domu.

Dwie odrębne, unikalne historie łączą się, dając podwaliny dla nowej, unikalnej historii.

Tą historią jesteś Ty.

Każda umiejętność, każda trauma, każde zamiłowanie do poszczególnych aktywności… tego, kto był przed Tobą… stało się Twoim dziedzictwem.

Te historie, które każdy z Nas niesie w swoim DNA… to możliwości, warianty do uaktywnienia, potencjały do odkrycia lub historie do wygaszenia, błędy, których nie należy powtarzać. Rodzice przekazują i utrwalają swoim życiem cały system przekonań, wierzeń, strategii funkcjonowania w świecie, cały repertuar zachowań w momentach dobrych i w kryzysach. Tak następuje kontynuacja Rodów.

To od Ciebie zależy co uaktywnisz w swoim życiu i które potencjały przejawisz, z jednym warunkiem… musisz być tego świadom i tutaj leży największy problem.

Tam, gdzie czujesz, że Rodzice są dla Ciebie obciążeniem tam brakuje SAMOŚWIADOMOŚCI.

****

Dla małego Człowieka największym stymulatorem tego, co się ujawni w jego życiu jest wpływ środowiska emocjonalnego, w jakim zostaje zanurzone już od czasu poczęcia oraz wczesnych lat swojego życia.

Każdy z nas emituje z ciała energię.

To właśnie emocjonalność, nastrój, energia płynąca z ciała ma największy wpływ na nasze życie i całe nasze otoczenie.

Kiedy się rodzisz, Twoim jedynym pragnieniem jest pełna akceptacja i uznanie przez Twoich Rodziców.

To ich miłości, uwagi potrzebujesz, w oceanie ich energii pływasz, to na ich energię reaguje Twoje ciało pełnym zaufaniem i otwartością, bądź ogromnym stresem lub lękiem.

W tym środowisku się rozwiniesz i te modele w Siebie zaabsorbujesz.

Automatycznie. Czy chcesz, czy nie. Tak działa system.

To Twoje oprogramowanie, którego jeśli nie zauważysz, nie zdasz sobie z niego sprawy, będzie całkowicie Tobą zarządzać, a Ty nazwiesz to przeznaczeniem, swoim losem.

Dziecko kocha bezgranicznie i ze ślepej miłości “weźmie” wewnętrznie na Siebie to, co do niego nie należy. Co znaczy “weźmie”?

Dostroi się do nastroju, szczególnie Matki, np. smutku, bezradności, ale też Siebie zniweluje, umniejszy, obwini za zły nastrój Rodzica. Podświadomie, w nadziei, że może wtedy zostanie bardziej ukochane, zauważone, przyjęte, zaakceptowane, docenione. Chciane.

“Ciężar” ten potrafi wpędzić Człowieka w autodestrukcję, jeśli w porę nie odkryje jaki wzór rządzi u niego/ niej w życiu.

Temat jest wielowarstwowy i wcale niełatwy do przekazania.

Obowiązkiem każdego z nas jest samorozwój. Należy zadbać o własne zdrowie, kondycję ciała i rozwój mentalno – emocjonalny do ostatniego tchnienia. Bez względu na to, czy posiadamy Dzieci, czy nie.

Każdy tu jest dla Siebie i własnego rozwoju, jednak w Rodzie łączy wszystkich wspólny los. Ważnym jest, by pomagać Sobie wzajemnie, wspierać się, nie będąc uwikłanym emocjonalnie w autodestrukcję.

Każdemu wolno iść własną drogą z radością, odpowiadając na własne uczucia i za własne działania. Każdy Człowiek ma swoje, indywidualne połączenie ze Źródłem i korzystając ze swojego umysłu, może kreować swoje życie. Pod warunkiem, że o tym wie i stoi na swoim miejscu w Rodzinie.

Starsi ludzie w Rodzie nierzadko bywają złośliwi, despotyczni, mściwi, krytyczni, leniwi duchowo, obwiniający i stają się oprawcami dla swoich Dzieci oraz wnuków, ciągnąc ich w dół swoimi wyborami oraz chorobami, które są wynikiem pielęgnowania uraz, nieharmonijnych myśli i brakiem chęci otwarcia się na zmianę. Rodzice często z wiekiem dziecinnieją, czyli wychodzi z nich ich nieuzdrowione “wewnętrzne Dziecko”, które od własnych Dzieci chce tego, czego nie dostało od Rodziców. A to jest niemożliwe do zrealizowania.

Piszę to bez oceniania, ponieważ wiem, że oni utknęli w swoich deficytach. Robią to najczęściej nieświadomie. Nikogo to jednak nie zwalnia z odpowiedzialności za własne zachowanie i czyny oraz stanięcie do pracy nad Sobą.

Rzewne obrazki samotnych starszych ludzi, od których Dzieci się nagle odwróciły, mają swoje tło. Skomplikowana sytuacja rodzinna jest trudna dla obu stron. W końcu Rodzice też kiedyś byli Dziećmi, ale jeśli nie dorosną wewnętrznie, staną się energetycznym i życiowym ciężarem dla swoich Dzieci.

Tak powstaje los powtórzony.

Jednak… kiedy jest miłość wzajemna i Dziecko było wspierane oraz kochane, a nie tylko hodowane oraz ćwiczone to nie odwróci się od Rodzica. Nawet jak oddali się, by realizować własne życie,  to i tak będzie wracać do domu rodzinnego.

Z miłości.

Chyba, że jak Justyna… z obowiązku, poczucia winy, ciągnąc ostatkiem sił życie swoje i swojej Rodziny oraz obydwojga Rodziców. Historia opisana przeze mnie kilka lat temu na fb, po autoryzacji, ze zmienionymi danymi uniemożliwiającymi rozpoznanie, choć dotycząca tak wielu moich Klientów i znajomych, że wielu może się w niej przejrzeć.

****

Justyna miała trudne emocjonalnie życie.

Dziś Żona i Matka, właścicielka sporej firmy, niby prężnej, a od zawsze zadłużonej. Kiedy trafiła do mnie na sesję ledwo się kupy trzymała. Nie radziła sobie z ciałem, wysiadły jej oba barki, co chwilę ulegała wypadkom ( ręce i nogi), była płaczliwa, chaotyczna i nienawidząca swojego ciała, a najbardziej swojego miejsca w życiu.

3 córki, dwie nastoletnie, jedna już mężatka. Pierwszy wnuczek.

Mąż cichy alkoholik, biznesmen, obecny głównie ciałem i mnożący problemy finansowe.

Nad tym miałyśmy pracować, kiedy w czasie pierwszej sesji wyszło na jaw, że Justyna dźwiga na swoich barkach największy ciężar… swoich Rodziców.

Ojciec długoletni alkoholik, dziś niepijący, bo od kilku lat zmagający się z nowotworem, wymagający nieustannej opieki i Matka, sparaliżowana po udarze, wymagająca również ciągłej opieki.

Justyna jest jedynaczką, wychowywała ją siostra Mamy, gdyż Rodzice swego czasu wyjechali na robotę do Niemiec. Justyna miała wtedy 3 lata, a wyjazd miał uratować trudną sytuację finansową Rodziny i spełnić marzenia Mamy o własnym biznesie.

Justyna z dnia na dzień dowiedziała się, że zamieszka u cioci, u której i tak spędzała większość czasu, gdy Rodzice pracowali. Ciocia była w domu i zajmowała się dwójką kuzynostwa Justyny. Rodzice mieli wyjechać na pół roku, zarobić pieniądze i wrócić. W Niemczech zostali 3 lata. Justyna widziała się z nimi dosłownie na święta i nigdy ich nie odwiedziła, mimo obietnic, ze jak tylko “coś tam”… to do nich przyjedzie.

U cioci było zwyczajnie, miała opiekę i jedzenie, ale zawsze czuła się jak piąte koło u wozu. Wujek nie był zadowolony z tej sytuacji, o czym często słyszała, gdy ciocia z wujkiem kłócili się o powrót jej Rodziców. Raz nawet usłyszała, że on nie będzie wychowywać cudzego bachora, co strasznie bolało ją do dziś dnia. Ona też miała czasami dosyć „swoich” bachorów. Trudny to był dla niej czas, a kiedy Rodzice wreszcie wrócili, za wiele się nie zmieniło. Kłócili się jeszcze bardziej i pochłonęli tworzeniem biznesu. Justyna stała się ich służącą. Nagle odkryli, że Dziecko do czegoś się przydaje. Justyna nauczyła się u cioci prowadzenia domu, sprzątała, gotowała, odrabiała lekcje z młodszą kuzynką, biegała po zakupy, starała się robić wszystko, by zasłużyć na jakąkolwiek uwagę… kogokolwiek.

Samotność i wieczna tęsknota stały się jej normą, także po powrocie Rodziców.

Matka czasami ją przytuliła, ale zawsze po chwili zakańczała ten gest jakimś szturchańcem, wygłupem, który Justynę ranił. Umniejszał tę czułość. W rekompensacie Justyna starała się bardzo dać jak najwięcej czułości swoim Córkom, ale nie wychodziło. Jak to sama określiła, zawsze to było jakieś “kanciaste”.

Dla Ojca istniała jak cień, prawie w ogóle nie zwracał na nią uwagi, zdawkowo pytając co w szkole, potem co u niej. Nigdy nie odbyła “prawdziwej”, takiej normalnej, od serca rozmowy z Ojcem.

Nie miała też prawdziwej przyjaciółki, raczej koleżanki, niektóre bliższe, ale nigdy takiej od serca. Marzyła, by stworzyć “prawdziwą Rodzinę” i chciała tę bliskość zbudować z Mężem i Córkami.

Nie udawało się, pomimo wysiłków i starań, by wszystkich zadowolić.

Do czasu wyjazdu na studia, czas Justyny po szkole wypełniony był głównie obowiązkami. Rodzice po pracy odpoczywali. W zasadzie to Justyna prowadziła dom, po jej wyjeździe na studia (okupionym długą “walką” o niego), Matka zatrudniła panią do prowadzenia domu.

Matce nic się nie podobało, gorzkniała z każdym rokiem, a jej świat obracał się głównie wokół problemów z Ojcem i zarządzania życiem Justyny oraz skupieniem się na chorobach.  Matka wciąż podkreślała, że to przez nią wyjechali, żeby miała lepsze życie teraz, że tak się poświęciła, a Justyna tak mało uwagi im poświęca.

Justyna czuła się jak zwierzę w klatce, osaczona przez klientów firmy, problemy z Mężem, roszczeniowe Córki i wymagających nieustannej opieki jej Rodziców.

Nikt nie zapytał ją nigdy, jak ona się czuje?

Czy daje radę?

Ona MUSIAŁA dać radę.

****

Najpierw odblokowałyśmy ciało z tak ogromnego napięcia, że to cud, że jeszcze funkcjonowało. Było całkiem jasne, że Justyna stała na nieswoim miejscu.

Była Rodzicem swoich Rodziców.

Potrzebowała ustawić się do nich jako Dziecko i dorosnąć do swojego aktualnego miejsca.

Myślicie, że tak łatwo chciała oddać ten „przywilej”? Z takiego wieloletniego starania się czerpała poczucie ważności i lęk, że tak naprawdę wszyscy Sobie bez niej poradzą, a ona będzie niepotrzebna, drenował ją z sił witalnych.

W swoim życiu powieliła większość zachowań swoich Rodziców zupełnie nieświadomie.

Były też plusy tej sytuacji…

To uwikłanie spowodowało, ze rozwinęła na tyle firmę, że stać ją było na prywatną opiekę dla Rodziców. Tak jak wcześniej na nianie, zajęcia pozalekcyjne dla Córek, w które dużo zainwestowała, podświadomie rekompensując Sobie to, czego sama nie miała.

Jednak ciągłe poczucie winy, że osobiście nie pielęgnuje Rodziców, że nie spędza czasu z Córkami tak jak chciała, a w sumie nie umiała, powodowało u niej częste wypadki.

Nie znosiła swoich nóg, często jej puchły, przeszła już 2 operacje kolana, zwichnięcie kostki, miała szytą stopę po rozcięciu od szkła, na które nadepnęła w czasie wakacji za granicą. Bolały ją biodra i ortopeda przewidywał już dla niej endoprotezy. Nie licząc innych, drobniejszych wypadków.

Pęknięty nadgarstek, problemy z barkami tylko dopełniały poczucie nieszczęścia Justyny.

Pod ogromnym zmęczeniem, fasadą klasy, zaradności życiowej najpierw dotarłyśmy do ogromnej agresji, złości i gniewu, który latami odkładał się w jej ciele i sączył truciznę do wielu organów, by pod kolejnymi warstwami spotkać małą zagubioną Dziewczynkę, pełną bólu z odrzucenia, porzucenia, poczucia niesprawiedliwości, tęsknoty i ogromnej samotności.

To dlatego miała 3 Córki, by nigdy nie czuły tej samotności co ona… jedynaczka. Myślała, że ciężar rozłoży się wtedy na trzy, a nie jedną.

Niestety, pomimo wysiłku wcale nie miały z sobą super relacji, ponieważ to tak nie działa. A narzucona na nie intencja Matki, była niewłaściwym powodem sprowadzenia je na świat, co wybrzmiewało w ich relacjach.

Dotarłyśmy do miejsca, w którym Justyna myślała tylko o tym, żeby się od wszystkich wreszcie uwolnić, wyjeżdżając gdzieś, a najlepiej umrzeć.

****

Stając przed Rodzicami jako Dziecko i uwalniając z Siebie ocean żalu, rozczarowania, złości, smutku, strachu zaczęła wracać do Siebie w swoim teraz i rozumieć co z czego się brało. Zaczęła dopiero widzieć swoje Dziewczynki i nawiązywać z nimi prawdziwą relację. Dzięki mojej autorskiej Terapeutycznej Grze Umysłowej AWATAR™ błyskawicznie dotarłyśmy do wypartych części jej Wewnętrznego Dziecka i uwolniłyśmy z niesionych ciężarów tamtych chwil.

Rodzice Justyny się nie zmienili, za to Justyna stanąwszy na miejscu Dziecka zaczęła odzyskiwać swoją witalność i radość życia.

Zaczęła autentycznie cieszyć się macierzyństwem i swoim wnukiem, bo dotarło do niej jak fantastyczne osoby ma blisko Siebie i że odczuwana samotność, była tylko reliktem przeszłości, który projektowała na Dzieci łaknące tak naprawdę z nią kontaktu.

Zmieniła podejście do swoich Rodziców, oddała to, co do niej nie należało, a oni… jakby stali się mniej uciążliwi, mniej narzekający…lżejsi we wzajemnych interakcjach.

Z „cudów” Tata powiedział jej pierwszy raz w życiu, ze pięknie wygląda, czego nigdy, przenigdy od niego nie usłyszała. „Zobaczył” ją wreszcie, bo przez niecałe 50 lat czuła się w jego życiu jak cień. A tak naprawdę, to ona się “pokazała”.

Nagle zauważył ją też jej Mąż i zaczął pomagać, podobnie jak Córki. Zmiana jej perspektywy i zaprzestanie swoich dziecięcych projekcji na małżeństwo spowodowało, że zaczęła widzieć Męża w innym świetle, a ona zaczął odpowiadać na tę zmianę pozytywnie.

Mama pierwszy raz w życiu, dostrzegła jej zmęczenie i powiedziała do niej, że powinna odpocząć, że nie może tyle pracować i nie musi tak często do niej przyjeżdżać ( mieszkają w jednym mieście), że ma się więcej Sobą zająć i przyznała, że jest takim dobrym Dzieckiem.

Justyna nie mogła w to uwierzyć, płakała pół dnia wylewając z ciała te lata oczekiwań na ciepłe słowo pod swoim adresem.

****

O porządkach miłości jako czynniku organizującym nam relacje rodzinne ( to tylko mały fragment), mówi Bert Hellinger w taki oto sposób:

„Kiedy ten, który przyszedł później, chce dawać wcześniejszemu, zamiast od niego przyjmować i darzyć szacunkiem, a dodatkowo jeszcze czuje się, jak gdyby był mu równy czy nawet miał nad nim przewagę, wtedy zakłócony zostaje porządek dawania i brania. Kiedy na przykład rodzice biorą od swoich dzieci, dzieci zaś dają im to, czego od nich nie otrzymały, wtedy ci pierwsi sami stają się jak dzieci, dzieci zaś stają się rodzicami. W takim przypadku dawanie i branie biegnie w zupełnie odwrotnym kierunku, wbrew sile ciążenia i jest jak potok, który chce płynąć w górę zamiast w dół, nie docierając w ten sposób tam, dokąd zmierzał.

Niedawno, w prowadzonym przeze mnie warsztacie, brała udział pewna kobieta, której ojciec był niewidomy, a matka niesłysząca. Obydwoje wyśmienicie się uzupełniali, mimo to kobiecie zdawało się, że musi się koniecznie o nich troszczyć. Ustawiłem wtedy tę rodzinę, jak to zazwyczaj robię, kiedy chcę, aby na światło dzienne wydobyte zostało to, co pozostaje w ukryciu. Podczas ustawienia dziecko zachowywało się tak, jakby było dorosłe, zaś jego rodzice mali. Matka powiedziała jednak dziecku: „My z tatą sami już sobie z tym poradzimy”. Ojciec dodał natomiast: „Damy sobie z mamą radę. Nie potrzebujemy do tego Ciebie”. Kobieta była bardzo rozczarowana. Została tym samym znów zdegradowana do roli dziecka.

W nocy nie mogła spać, a następnego dnia zapytała mnie, czy nie mógłbym jej pomóc. Powiedziałem: „kto nie może spać, temu się wydaje, że musi czuwać”. Potem opowiedziałem jej krótką historię Wolfganga Borcherta pod tytułem „W nocy przecież szczury śpią”. Jest to opowieść o chłopcu, który po wojnie w Berlinie siedział i pilnował ciała swojego zmarłego brata. Nie chciał dopuścić do tego, aby szczury zbezcześciły jego zwłoki. Czuwał aż do wyczerpania, gdyż uważał, że takie właśnie ma do spełnienia zadanie. Pewnego dnia przyszedł do niego życzliwy człowiek i powiedział: „Przecież szczury w nocy śpią”. Wtedy dziecko zasnęło spokojnym i głębokim snem.

Następnej nocy kobieta także mogła wreszcie zasnąć.

Kiedy dziecko narusza reguły, jakimi rządzi się dawanie i branie, wtedy musi samo siebie ukarać, często w taki sposób, że ponosi porażki i przeżywa niepowodzenia, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, czym są one spowodowane. Nie zauważa bowiem uzurpacji, jakiej się dopuszcza, a dzieje się tak dlatego, że jego działania są pełne dobrej woli. Nie da się jednak pokonać porządku miłością, gdyż w duszy działa zmysł równowagi, który nawet za cenę szczęścia i życia, pomaga porządkowi w dochodzeniu jego praw i w wyrównaniu. Walka miłości przeciwko porządkowi to zarazem początek i koniec każdej tragedii, od której jest tylko jedna droga ucieczki: należy poznać porządek i kroczyć za nim z miłością. Poznanie porządku jest mądrością, zaś podążanie za nim z miłością, jest pokorą.

Za potrzebą wyrównania przynoszącą choroby kryje się magiczne wyobrażenie, że w ten sposób mogę uwolnić innych od ich ciężkiego losu, zwłaszcza wtedy, kiedy wezmę go na siebie. W takim momencie dziecko mówi na przykład do swojej chorej matki: „Lepiej żebym to ja był chory, niż ty. Lepiej żebym umarł ja, niż ty”. Albo kiedy mama chce odejść, wtedy dziecko popełnia samobójstwo, aby jego mama mogła pozostać przy życiu.

Przykładem może tu być anoreksja. Osoba cierpiąca na taką chorobę niejako znika, staje się jej coraz mniej i mniej, aż umrze. W swojej duszy dziecko to mówi do taty lub mamy: „Lepiej żebym zniknął ja, niż ty”. Kryje się za tym głęboka miłość. Tylko kiedy dziecko już odejdzie, to co to daje? Całe to poświęcenie okazuje się być całkowicie daremne.

Kiedy pracuję z osobą anorektyczną, każę jej popatrzeć w oczy matki lub ojca i powiedzieć: „Lepiej ja niż ty“. I gdy staje ona i patrzy na nich tak naprawdę, wtedy nie jest już w stanie wypowiedzieć tych słów, ponieważ zauważa: matka czy też ojciec nie chcą tego od niej przyjąć. W tym magicznym życiu absolutnie nie zauważa się, że ci inni odrzucają takie poświęcenie, ponieważ też kochają, nie mówiąc już o tym, że wiedzą jak bardzo na darmo byłaby taka ofiara.

Gdy matka umiera przy porodzie, to dziecku jest bardzo ciężko przyjąć swoje życie. Musiałoby ono popatrzeć matce w oczy i powiedzieć: „Mamo, nawet za taką cenę przyjmuję moje życie i zrobię z niego coś, co będzie na twoją pamiątkę. Powinnaś wiedzieć, że to wszystko nie było na darmo”. To jest miłość na wyższym poziomie, taka która wymaga pożegnania się z magicznym myśleniem, odejścia od mieszania się w losy innych i prób zmieniania ich. Jest to przejście od miłości, która przynosi chorobę, ku tej, która uzdrawia.

Magiczne wyobrażenie i miłość połączone są z uzurpacją, uczuciami władzy i wyższości. Dziecko naprawdę uważa, że dzięki swojej chorobie lub śmierci, może zbawić kogoś innego. Taka rezygnacja spełnia się poprzez pokorę”

 

****

Ten temat ma wiele odsłon i konfiguracji. Ciężko mają osoby, które od Dziecka słyszą od swoich Rodziców, ze muszą zaopiekować się nimi na starość. Taką presję czują często jedynacy. To czasami tak ogromny ciężar, który zalega na Duszy Dziecka, a potem dorosłego, że manifestuje się w ciele jako kamienie, płyty nagrobne, metalowe stelaże, czarna maź, szare chmury i inne struktury nie należące do ciała. Duchowa, czyli podświadoma część tak właśnie to manifestuje w naszym umyśle. Ciało  wtedy zamiera, zamraża się, więc jak ma być piękne i zdrowe?

Wszyscy kochamy ślepą miłością swoich Rodziców, nawet jak pozornie ich “nienawidzimy”.

Tu nie chodzi o ich zmianę, wybaczenie im, tylko o ZROZUMIENIE, co za tym stoi i odpuszczenie tego ogromnego OPORU w Nas. Oporu do miłości, z której tak naprawdę Wszyscy się składamy. W Rodzinie najważniejszy jest jej przepływ… zawsze do przodu, od Rodziców do Dzieci.

Nigdy odwrotnie.

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments